wtorek, 2 września 2014

Jak to wszystko się zaczęło?

Choć nasz przytulas jest już z nami trzy miesiące, chciałabym zacząć od początku. Chciałabym Wam opisać od czego to wszystko się zaczęło. Choć może się to wydawać proste - bo czymże jest kupno psa, to jednak w tym przypadku łatwo nie było.

Zaczęło się od mojej przeprowadzki. Końcem kwietnia tego roku postanowiłam przeprowadzić się wraz z moim chłopakiem do nowego mieszkania, tym samym zostawiłam wszystko, z czym żyłam do tej pory. Największą stratą były dla mnie zwierzaki. Pies - trzynastoletni kundel, i kotka - dziewięcioletni dachowiec. Przez bardzo długi czas brakowało mi ich (i nadal brakuje, choć odwiedzam je prawie każdego dnia, a dzieli nas odległość zaledwie 10min spacerem). Jednak to nie jest to samo, mieszkać z nimi, witać się za każdym razem jak wchodzę do domu, jak otworzę oczy, dawać każdego dnia jedzenie, a spotykać tylko na chwilę.
Przeszło mi oczywiście przez myśl, żeby zabrać je ze sobą, ale to nie wyszło. A próbowałam i z psem, i z kotką. Żadnemu niestety nie spodobało się mieszkanie na czwartym piętrze w bloku. No i wcale się nie dziwię, w końcu do tej pory żyją w domu prywatnym z ogrodem, z przestrzenią do wybiegania się.
Takim też sposobem, oboje zostali z moimi rodzicami w domu.

A ja? Odkąd pamiętam, mieliśmy w domu zwierzęta. Nie mogłam sobie wyobrazić bez nich dalszego życia. Za to mój chłopak od dziecka mieszkał bez zwierząt. Jednak była nadzieja - chciał mieć psa. Bał się tylko obowiązków z tym związanych. Trochę miał racji, bo obowiązki nie są małe, a zwłaszcza jeśli bierze się szczeniaka. Trzeba wychować, dbać o jego zdrowie, odpowiednio żywić, wychodzić na spacery, bawić się, zapewniać bezpieczeństwo w każdej sytuacji.. Z własnego doświadczenia wiedziałam, że chęć sprawienia, aby naszemu zwierzakowi było jak najlepiej, przychodzi sama.

Zaczęłam więc rozmawiać z chłopakiem z temat psa. Na początku nie chciał o tym słyszeć. Stopniowo więc pokazywałam mu oferty różnych hodowli. W końcu zaczął nawet zwracać na nie uwagę!
Na początku byłam zdecydowana na rasę chihuahua, chciałam malutką przytulankę, którą można zabrać wszędzie. Usłyszałam sprzeciw - bo to jest piskliwe, wredne, a w dodatku ma wyłupiaste oczy. Usłyszałam też jego opcję - amstaff ! No gdzież taki pies do bloku? Z resztą nie mogłam sobie wyobrazić mnie i takiego psa na spacerach. Nie jestem fanką groźnych ras.

Po pewnym czasie poszliśmy na kompromis. On chciał psa żywiołowego, z dużą energią. Ja - niewielkich rozmiarów przytulasa.
Po długich poszukiwaniach, doszliśmy do wniosku, że najlepszy dla nas będzie jack russell terrier.
Nie chcieliśmy psa na wystawy, ani do założenia hodowli. Chcieliśmy psa dla nas. Nie szukaliśmy zatem psa z najlepszych hodowli, bo takiego po prostu zepsulibyśmy, a po co?
Znaleźliśmy małą, domową hodowlę. Ale większe znaczenie miało coś innego. Mianowicie wygląd szczeniaka (dodam jeszcze, że od początku chcieliśmy psa, więc na suczki nie zwracaliśmy większej uwagi).

Przez rozwinięciem tematu wyglądu szczeniaka, muszę Wam pokazać psa, o którym wspominałam wcześniej. Tego, który został w moim rodzinnym domu wraz z kotką. Zaraz wytłumaczę dlaczego.



Oto Shaggy. Nie będę się tutaj wiele rozpisywać, po prostu dodam drugie zdjęcie. Będzie to jedno ze zdjęć, które znalazłam w Tamtym ogłoszeniu.


Czy mogłam przejść obok tego pieska obojętnie? Byli tacy do siebie podobni! Na szczęście mój chłopak też się w nim zakochał od pierwszego wejrzenia. Tyle szczęścia!

Z decyzją o jego zakupie nie czekaliśmy długo. Od razu zadzwoniłam pod wskazany w ogłoszeniu numer. Pan, który odebrał telefon od razu opowiedział mi o szczeniakach, o ich rodzicach, trochę o samej rasie. W zasadzie, już nie miałam o co pytać. Pomyślałam sobie, że to dobry znak. 
Muszę tutaj też wspomnieć, że wcześniej dzwoniłam do innej domowej hodowli, bliżej mojego miejsca zamieszkania. Odebrała Pani i kiedy zapytałam o dostępność konkretnego szczeniaka, powiedziała mi, że nie może w tej chwili mi powiedzieć, bo nie ma jej w domu, ale przecież co to za różnica, jak każdy szczeniak jest TAKI SAM. Szybciutko tej Pani podziękowałam i uprzejmie powiedziałam, że jeszcze się zastanowię i być może oddzwonię. Oczywiście nie oddzwoniłam.
Wracając, po rozmowie z Panem o szczeniaku ze zdjęcia, nie wahałam się i wpłaciłam zaliczkę na konto właścicieli. Potem już było tylko oczekiwanie. Ach, jakie długie oczekiwanie!

W końcu przyszedł ten upragniony dzień, i oto pierwszego czerwca tego roku, jakoś w południe byliśmy już w drodze - a mieliśmy do przejechania pół Polski. Około 18:00 byliśmy na miejscu. 
Dodam jeszcze tylko, że nikt ze znajomych, ani rodziny nie wiedział, że kupiliśmy psa. A sami mieliśmy wątpliwości, dopóki nie wzięliśmy na ręce tej małej, prześlicznej kuleczki!

Po rozmowie na temat rasy, rodziców i dziadków szczeniąt, dokonaniu formalności - zabraliśmy naszego nowego członka rodziny, pożegnaliśmy się z Hodowcami i ruszyliśmy w drogę powrotną. 
Troszkę obawialiśmy się jak będzie psinka reagowała na podróż, ale na szczęście okazało się, że długa jazda samochodem nie jest dla niego nieprzyjemna. Większość drogi przespał, kilka razy się budził. Kilka razy też zatrzymywaliśmy się, żeby piesek mógł się wysikać, coś zjeść i napić się. 

A w podróży prezentował się tak:

I od tej chwili, do dnia dzisiejszego, nasz mały Skarb wprowadza do naszego życia jeszcze więcej radości.

Może wspomnę jeszcze o imieniu. O to też był spór. Mój chłopak chciał niemieckie imię (od dłuższego czasu pasjonują go Niemcy). Ale jak taki słodziak może mieć na imię np. Hans ?! Ja proponowałam Charlie. Nie będę może komentować odpowiedzi. 
Po jeszcze długiej liście imion, przez jakie przebrnęliśmy, i tu, podobnie jak przy wyborze rasy, doszliśmy do porozumienia. On wymyślił imię, a ja się zgodziłam. 
Franz. Niby niemieckie, niby dość twarde, mocne imię. Ale spytałam, czy będę mogła mówić do niego np. Franio, Franek. Była zgoda, więc tak zostało. Oczywiście chyba nie muszę pisać, że większość znajomych mówi do niego zdrobniale? 
Na to imię zgodziłam się jeszcze z jednego powodu. Kotka, którą wcześniej wymieniłam ma na imię Frania. 

Myślę, że to wystarczy jak na pierwszy raz. I tak dość mocno się rozpisałam. 
Także takie były nasze początki i myślę, że są to niezapomniane chwile. Bo jak można zapomnieć o pierwszym wspólnym dniu z takim Szkrabem!



1 komentarz: